sobota, 5 grudnia 2015

Sztuka zwana życiem.


   Cóż mogę powiedzieć o swoim życiu.. Ludzie patrząc na mnie widzą zawsze uśmiechniętą, pełną energii dziewczynę której wszystko się udaje. Ale czy tak naprawdę jest? Każdy z nas ma na sobie maskę, odgrywa rolę której sam jest reżyserem, ukazując sztukę zwaną życiem. Część mnie naprawdę jest tą radosną dziewczyną, ale zawsze gdzieś w mojej głowie przewijają się te złe myśli. Można pomyśleć jakie problemy może mieć dwudziestoletnia dziewczyna. Uwierzcie może.
    Opowiem wam moją historię, dzięki której może ktoś stanie się silniejszy. Wszystko zaczęło się 25 maja 1995 roku kiedy to na świat przyszłam ja, urodziłam się w pełnej miłości rodzinie ale około sześciu lat później moja mama usłyszała "wyrok śmierci" - rak. Była bardzo silną kobietą, przeszła siedem operacji i nigdy nie traciła nadziei, że uda jej się pokonać chorobę, niestety, walkę przegrała. Ostatnie słowa jakie wypowiedziała gdy zabierało ją pogotowie to "na razie". I tak w wieku ośmiu lat został mi tylko tata, który był pochłonięty pracą, siostra, która wtedy miała zaledwie jedenaście lat i babcia. Rok później tata zaczął się umawiać z różnymi kobietami. Bardzo dobrze, że nie chce być sam ale czemu ona? Poznał panią B. z bogatą historią. Owa pani była na odwyku alkoholowym. jej ojciec siedział w więzieniu, ma dwójkę dzieci, pierwsze uradziła w wieku 17 lat. oczywiście każde dziecko ma innego ojca. Na pierwszym spotkaniu powiedziała mi, że mnie nienawidzi i mnie zniszczy. Jak tak można powiedzieć dziecku? Po roku znajomości z tatą wprowadziła się do nas, a co za tym idąc za namową pani B. tata wyrzucił babcię z domu, i w tym momencie zaczęło się piekło. Musiałam zajmować się domem, sama sobie gotować, byłam tylko ja i siostra. Ona nie ułatwiała życia, chusteczki w praniu, śmieci w butach, rzeczy które znikały, szpilki powbijane z oczy na zdjęciach. Tata zawsze był po jej stronie. Starałam się z nią rozmawiać, tworzyć ciepłą atmosferę w domu, ale skończyły się moje staranie gdy wyrzuciła mnie z domu, miałam wtedy chyba 14 lat, pojechałam do babci. Tata nawet nie zauważył, że mnie nie ma od dwóch dni. Wróciłam do domu, bo to mój "dom" i od tego czasu nie odezwałam się do niej słowem. Lata mijały, ona wymyślała nowe sposoby na utrudnianie życia, z tatą rozmawiałam tylko jak jej nie było. Moim jedynym marzeniem było uciec z domu którego nie można nazwać domem. Wigilii nie spędzaliśmy razem, ponieważ tata wyjeżdżał sobie w góry nie pamiętając o córkach. Bywało ciężko, do tego jeszcze moje bóle brzucha przez które mdlałam. Jeździłam z babcią od lekarza do lekarza, a tata uważał, że udaję. Przekonał się, że jednak coś się dzieje jak trafiłam do szpitala. Pięć lat temu gdy tata kroił arbuza zobaczyłam u niego obrączkę. Wiedział, że jestem przeciwna ślubowi. Ale najbardziej zabolało mnie to, że nawet własnym córkom nie potrafił powiedzieć. I dowiedziałam się po fakcie, przez przypadek. Trzy lata temu poznałam mojego chłopaka, który od pani B. usłyszał, że jestem psychicznie chora i żeby mnie lepiej zostawił. Tata i tym razem stwierdził, że nie słyszał tej sytuacji, wiec się w to nie miesza. Na chwilę obecną wyprowadziłam się, lecz została tam siostra. Ale zawsze to ja, byłam ta gorsza, to mnie trzeba było wyeliminować. Po wyprowadzce tata zobaczył dopiero pustkę, telefon który nigdy nie dzwonił zaczął dzwonić. Wyprowadzka była pod przykrywką studiów, lecz nawet tata wiedział że chciałam uciec z miejsca który powinien nazywać się domem. Mój kąt w wielkim domu czeka na mnie, ale czy chcę tam wrócić, nie sądzę. Czasem ciężko było się podnieść z łóżka, czasem chodziło się głodnym, czasem płakało się całą noc. Moja wyprowadzka nauczyła tatę, że to na córki może liczyć, dopiero teraz zauważył, że to ja wiozłam go do szpitala, pytałam jak się czuje, sprzątałam, wspierałam a nie krzyczałam jak pani B. której zawsze było i jest za mało pieniędzy.
    W moim życiu dużo się wydarzyło, starałam się być twarda, ale przez ile lat można być twardą? Mam nadzieję, że najgorszy okres w moim życiu przeminął. Ludzie których spotykam na uczelni sądzą, że moje życie jest cudowne, wynajmuje mieszkanie blisko uczelni, zalicza przedmioty bez problemów, zawsze radosna. A jak jest naprawdę? Zniszczona psychika, ogrom pracy i przygotowań. A skąd biorę siłę na uśmiech? Wierzę, że będzie dobrze, i wiem, że spotkałam ludzi, których kocham i dla których warto żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz